Mt 13, 18-23

Ziarno słowa jest nieustannie siane. Siane obficie, bo przecież Jezusowa nauka, przekazywana przez współczesnych uczniów na przeróżne możliwe sposoby, dociera po najdalsze zakątki świata. Teraz od nas zależy co zrobimy z usłyszanym pouczeniem. Na ile starczy nam zapału, cierpliwości, determinacji, by pielęgnować w sobie wiarę, by użyźniać glebę serca, by wytrwać w dobrym.

Zły zrobi wszystko by mataczyć, zagłuszać, otumaniać, zadeptywać wszelkie dobre pragnienia, natchnienia, by okradać z łaski, by wyszydzać i obrzydzać to co Boże.

Duchu Święty, strzeż nas i ochraniaj. Umacniaj nas w wierze i wylewaj deszcz Twoich darów, byśmy wytrwali przy Chrystusie i przynosili stokrotne plony.

Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają, zmiłuj się nad nami!

Mt 8, 1-4

Zawsze porusza mnie widok ludzkiego cierpienia… W ostatnim czasie stało się ono niezmiernie namacalne. Czasem jednak mam wrażenie, że ludzka krzywda nam spowszedniała, że zbyt często stajemy obojętnie, biernie – przyglądając się, przerzucając odpowiedzialność na instytucje, pozostawiając chorych na duszy i ciele na pastwę losu.

W czasach Chrystusa, trąd był okrutną, nieuleczalną chorobą, wykluczającą chorego z normalnego funkcjonowanie w swojej społeczności. Współcześnie trąd udaje się skutecznie leczyć.

Popatrzmy dzisiaj na nasze różnorakie choroby, jak na swoistego rodzaju trąd. Mogą to być widoczne ograniczenia fizyczne, wynikające z różnego rodzaju niedomagań ciała. Śmiem jednak twierdzić, że największego cierpienia nie widać, bo ono rozgrywa się wewnątrz – to choroby duszy, okaleczenia i wciąż krwawiące rany, które upośledzają znacznie bardziej i trwalej. Zbyt wielu wciąż żyje w grzechu, jakby Boga nie było, jakby liczyło się tylko zaspokajanie doczesnych potrzeb i żądz ciała.

Trzeba by nam dzisiaj upaść do stóp Chrystusa, uniżyć się i prosić o ratunek – dla siebie, dla tych co zaślepieni ułudą tego świata, nie potrafią rozpoznać własnego trądu, nie czują smrodu grzechu, który toczy ich ciała, umysły i serca.

Prosimy Cię Panie, uzdrów nas, jeśli chcesz!

Serce Jezusa, przebłaganie za grzechy nasze, zmiłuj się nad nami!

Mt 6, 19-23

Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, bo z oczu tak wiele można odczytać.

Zdrowe oczy to jednak nie tylko wyraźny wzrok. Myślę, że nie trzeba tłumaczyć jakże ważne jest czyste, życzliwe spojrzenie, bez taksowania, oceniania, szufladkowania.

Jak patrzysz na ludzi? Co w nich dostrzegasz? Czy to tylko ciągłe niezadowolenie, pretensje, żale?

Już tak wiele jest trudności i niedobrych rzeczy wokół. Nieprzyjaciel rzeczywiście krąży jak lew ryczący. Czasem nawet udaje mu się mocno zastraszyć i sponiewierać…

Ale my, synowie i córki Pana Światłości nie damy się zapędzić w kozi róg!

Ciemność jest brakiem światła, przylgnijmy więc do Jezusa, który jest ŚWIATŁEM, który jest ŚWIATŁOŚCIĄ, i prośmy, by uczył nas patrzeć swoimi Świętymi oczami.

A co do gromadzenia – możesz mieć wszystko, możesz posiadać wielkie bogactwa, możesz być kimś ważnym i znaczącym, ale jeśli nie masz relacji z Bogiem, jeśli nie dążysz do tego, aby On był na pierwszym miejscu, to cóż z tych skarbów doczesnych, które przemijają? Bacz, jakie skarby gromadzisz i gdzie je przechowujesz, by ciemność Cię nie dopadła, lecz by blask Chrystusowego pokoju i miłości zawsze był w Tobie i wskazywał innym drogę do Źródła tej Światłości.

Serce Jezusa, źródło życia i świętości, zmiłuj się nad nami!

Mt 11, 25-30

Zawsze raduje się moje serce, gdy słyszę jak Pan Jezus mówi o prostaczkach. Myślę, że choćbyśmy posiedli wszelaką wiedzę świata, przeczytali wszystkie książki i „przekopali” cały internet to i tak nie będziemy w stanie pojąć miłości jaką obdarzył nas Ojciec.

Człowiek postępujący w prostocie serca, zwrócony i ukierunkowany na tę właśnie niepojętą Bożą miłość, łatwiej dotrze do drugiego człowieka przez swoje świadectwo życia.

Chrystus zaprasza Cię, abyś w Jego obecności znalazł odpoczynek od zgiełku i zamieszania w teraźniejszym świecie. Abyś swoje utrudzenie i obciążenie – swoje rozżalenie, niezrozumienie, choroby, lęki, przepracowanie albo frustrację z powodu braku pracy, każdy nałóg, uzależnienie, wszelkie pretensje i roszczenia – złożył pod Jego Krzyżem. I kiedy będziesz uginać się pod brzemieniem chrześcijańskiej moralności, bo niestety szeroko pojęty świat bardzo mocno propaguje styl konsumpcyjny (aby być, musisz mieć – bez żadnych hamulców, reguł i zasad moralnych „po trupach do celu”), wówczas podnieś wzrok na Krzyż Chrystusa. Tylko tam znajdziesz pokrzepienie i ukojenie. Tylko w Ranach Chrystusa, w Jego przebitym Sercu i w Jego Przenajświętszej Krwi, tak hojnie, obficie i ofiarnie przelanej za każdego z nas imiennie (!) znajdziesz lekarstwo i balsam dla zbolałej duszy i ciała.

Wówczas zaczniesz otwierać oczy na drugiego człowieka. Dostrzeżesz w bliźnim Boga. Będziesz każdego traktował z należytym szacunkiem i godnością, z prostotą i pokorą, bez względu na to „czy będziesz miał w tym interes”. Bo ludzka dobroć i szacunek, najmniejszy uczynek spełniony z miłości do drugiego człowieka jest miarą naszego człowieczeństwa i przynależności do Boga.

Panie, ucz mnie postępować z prostotą i pokorą, aby każda moja myśl, każde pragnienie, każdy uczynek były Tobie miłe, i by moje świadectwo życia było umocnieniem dla tych, co nie mogą udźwignąć swego obciążenia.

Serce Jezusa, cierpliwe i wielkiego miłosierdzia, zmiłuj się nad nami!

Mk 11, 11-25

Zaskakujące i być może nawet szokujące jest zachowanie Jezusa opisane w dzisiejszej Ewangelii.

Myślę, że gniew, który zrodził się w Nim gdy zobaczył jak wygląda świątynia jerozolimska mógł spowodować gorzkie słowa wobec nieurodzajnego figowca, a później gwałtowne zachowanie wobec kupczących w świątyni.

Patrząc na współczesny świat można odnieść wrażenie, że wielu zapomniało, a może nikt im nie przypomina, że ciało utkane przez Stwórcę, przez moc sakramentu chrztu, staje się świątynią Ducha Świętego. Idąc dalej tym tropem, należałoby zastanowić się jak wygląda ta moja świątynia ciała.

Zapewne w wielu wnętrzach Pan Jezus musiałby powywracać stoły grzesznych ograniczeń i nawyków, aby skłonić do refleksji i zrobienia porządku w miejscu należnym Jego Ojcu.

Tu nie ma co oglądać się na innych, by usprawiedliwiać, czy wybielać swoje postępowanie. Przed naszym Bogiem nic i nikt się nie ukryje. Nikt nie jest w stanie w żaden sposób oszukać Go ani przechytrzyć, choć wielu próbuje, żyjąc w nieustannym zgiełku targowiska i zwodniczym blasku neonowych reklam, jakby Boga nie było.

Może to właśnie ten czas, by ze skruchą uderzyć się w pierś i oddać należną chwałę naszemu Bogu, poprzez godne traktowanie swojego ciała i szacunek wobec każdego ludzkiego życia.

Duchu Święty, przypominaj mi proszę o moich powinnościach i obowiązkach, kiedy zdaje mi się, że coś mi się należy, kiedy jestem nastawiona tylko na branie i konsumpcję. Przypominaj mi, że jestem Twoją Świątynią. I napełniaj mnie, proszę, Twoimi darami, bym przynosiła owoce – dobre, obfite i miłe Bogu.

Panie Jezu, zapraszam Cię! Zajmij należne Ci miejsce, na tronie mojego serca! Teraz, dzisiaj!

Serce Jezusa, świątynio Boga, zmiłuj się nad nami!

Mk 10, 28-31

Każdy dzień jest darem Boskiej miłości. Pewnie, że bywają dni, tygodnie, a może nawet lata, które są niezwykle trudnym i niezrozumiałym darem. Jednak każdy poranek, nawet ten po nieprzespanej z bólu czy utrapienia nocy, i każdy zachód słońca po ciężkim i mozolnym dniu, to prawdziwy cud Bożej łaski, hojności, obfitości i wspaniałomyślności.

Pan Jezus przypomina nam, że nic nie może być ważniejszego od podążania za Nim. Jednocześnie zapewnia, że cokolwiek zostawimy dla Jego miłości, cokolwiek uczynimy w imię Jego miłości będzie nam po stokroć wynagrodzone.

A co tam niedospane noce, a co tam trudne doświadczenia czy może nudne, takie prozaiczne, zwykłe codzienne czynności. A co tam niezrozumienie i nieustanne zapieranie się siebie. Jeśli swoje życie przeżywasz z Jezusem, to nic nie zdoła odłączyć Cię od Jego miłości – a Jego miłość zrekompensuje WSZYSTKO.

Pomyśl, co jeszcze zatrzymuje Cię, by jeszcze gorliwiej podążać za Jezusem. Co jeszcze pielęgnujesz, z czym jeszcze trudno Ci się rozstać, albo co tak bardzo Cię ogranicza, że nie chcesz wyjść ze swojej strefy komfortu.

Może to właśnie ten czas, by zostawić wszystkie te obciążenia, ograniczenia, kajdany, balasty i prawdziwie, z czystym i pokornym sercem pójść za Jezusem.

Powiedz dzisiaj razem ze mną – Jezu, Ty jesteś moim Panem, Ty jesteś moim WSZYSTKIM.

Jezu, ufam Tobie.

J 21, 15-19

Miłość to relacja, to czas poświęcony temu, kogo kocham. Każda chwila życia jest dobra by okazywać miłość. Każda chwila życia jest drogocenna, unikatowa i nigdy się nie powtórzy. Nie będzie drugiej szansy, drugiego podejścia. Można tylko rozmyślać i analizować, co mogłam zrobić lepiej a czego nie robić, by konsekwencje niewłaściwych decyzji i wyborów nie stawały się życiową porażką.

Ile razy Pan Jezus musiałby mnie dzisiaj zapytać czy Go kocham? Czy potrafię bez wahania jak Piotr odpowiedzieć, “Ty wiesz Jezu, że Cię kocham”? A może powiem: tak Panie Jezu, kocham Cię, ALE mam jeszcze tyle ważnych spraw na głowie, nie mam teraz czasu na okazywanie Ci miłości i spotykanie się z Tobą, może kiedyś, ale jeszcze nie teraz… Może jak dzieci podrosną, może jak domowe i służbowe sprawy się poukładają, może jak się lepiej poczuję, jak będę wypoczęta, jak będą bardziej sprzyjające okoliczności…

Czy tak powinna wyglądać miłość?

Może warto zatrzymać się na chwilę. Może warto zasłuchać się w Boży głos i przeanalizować co naprawdę jest ważne. Czyim wpływom ulegam i czy te kontakty, relacje ciągną mnie ku Bożym sprawom, czy raczej spychają na margines, na ciemne i pogmatwane krańce własnego życia.

Jezu mój, wołam do Ciebie z głębokości mojego jestestwa, prosząc, by moja miłość do Ciebie NIGDY nie wystygła; by żar miłości, który rozpaliłeś w moim maleńkim, poobijanym serduszku był nieustannie podsycany mocą Twojego Świętego Ducha; bym zawsze stawiała Ciebie na pierwszym miejscu, pytając co się Tobie podoba i co jest Tobie miłe. Maryjo, najukochańsza Mamo, Matko Pięknej Miłości, ucz mnie każdego dnia kochać czystą i bezwarunkową miłością.

Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serce moje według Serca Twego!

J 17, 1-11a

(z mojego archiwum)

Jesteśmy świadkami cudnej modlitwy Pana Jezusa, wprowadzającej nas w uwielbienia Boga Ojca, w Jezusie Chrystusie, Człowieku i Bożym Synu.

A jaka jest moja modlitwa? Jaka jest moja ufność Słowu Pana Jezusa? Czy staram się trwać pomimo tych wszelkich ograniczeń, trudności i niepokojów w wierności Bożym przykazaniom?

Pan Jezus wstawia się za nami w swojej modlitwie do Ojca. Wstawia się za nami wszystkimi, którzy uwierzyliśmy, że On prawdziwie jest Synem Boga. Za nami, którzy trwając w Nim, trwamy w miłości Ojca. Którzy jesteśmy wierni nauce Chrystusa, bez względu na okoliczności, czy panujące mody, na krzyki, oszczerstwa, jawną niesprawiedliwość i kłamstwa. Którzy nie zniechęcamy się porażkami, własnymi i cudzymi upadkami, czy ułomnością.

Chrystus pragnie być uwielbiony w naszych sercach, w naszym życiu. Pragnie, abyśmy należąc do Niego, trwając w Nim, rzeczywiście zanurzali się w głębi Miłości, jaka łączy Go z Ojcem i Duchem Świętym.

Panie Jezu, prosimy o Twojego Ducha! Prosimy o większą gorliwość i ufność w każde Twoje Słowo. Najświętsza Panienko, najcudowniejsza Mamo, ucz nas słuchać, by doskonalej pełnić wolę Twojego Syna, by prawdziwie, autentycznie należeć do Chrystusa i zaświadczać o swojej przynależności.

J 16, 20-23a

Pan Jezus przygotowując Apostołów na swoje przejście do Ojca, nie obiecuje im łatwego i przyjemnego życia na ziemi. Raczej uświadamia ich, że walka będzie się toczyć do ostatniej chwili, do ostatniego oddechu – a pełnia radości, której już nic nie będzie w stanie zakłócić, nastanie dopiero przy powtórnym spotkaniu z Jezusem.

Zdawać by się więc mogło, że jesteśmy skazani na wszelkiego rodzaju niewygody i nieszczęścia. Podejrzewam, że wielu z nas może tak się właśnie czuć, kiedy pomimo nieustannych próśb i modlitw, nijak nie można się dopatrzyć Bożego działania.

Zdradzę Wam, że do niedawna ja też tak myślałam, też tak czułam, też tak widziałam, a raczej nie widziałam – nie potrafiąc nazywać i rozpoznawać swojego wielkiego szczęścia i obdarowania. I to nawet nie to, że byłam jakoś szczególnie nieszczęśliwa (choć takie chwile opuszczenia i beznadziei też się zdarzały), ale nie umiałam tak naprawdę cieszyć się i doceniać tego co mam, kim jestem, jaka jestem – jakby ciągle oczekując i żyjąc ułudą tego co być powinno “za górami, za lasami”, czyli trochę jakby w bajce, karmiąc się marzeniami, czy właściwie wyobrażeniami ideału życia. Jest to pewnie jakiś sposób na mierzenie się z trudną rzeczywistością, niestety na dłuższą metę zupełnie nieskuteczny i nieprawdziwy – jak to bajki. I choć przecież ogólnie wiadomo, że życie to nie bajka, w wielu trudnych sytuacjach chciałoby się zaproponować już teraz jakiś cudowny happy end.

Pan Jezus zapowiada swoje ponowne przyjście, które otworzy nasze oczy i serca na prawdziwe poznanie i doświadczenie radości. Radości niegasnącej, radości wiecznej, z której żadna siła nie zdoła nas już ograbić.

Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają, zmiłuj się nad nami!

J 15, 12-17

Nie można mówić o przyjaźni jeśli się kogoś nie zna, jeśli nie spędza się z nim czasu, jeśli nie ma żywej relacji. Nie można mówić o przyjaźni, kiedy spotykając się odmierzam czas, niecierpliwie zerkając na zegarek. Nie można mówić o przyjaźni, kiedy nie chcę słuchać życzliwego upomnienia, wynikające z troski, gdy każde takie zwrócenie uwagi traktuję jako atak, czy złośliwość.

Przyjaciel to ktoś ważny. Ktoś na kim można polegać, komu można się zwierzyć, kogo darzy się zaufaniem. Kto nie odtrąci i nie potępi, gdy zaczniesz błądzić, gdy wpadniesz w kłopoty, lecz będzie szukał sposobów i rozwiązań, aby pomóc Ci w kryzysowej sytuacji.

Pan Jezus nazywa nas dzisiaj przyjaciółmi – nie znajomymi, lecz PRZYJACIÓŁMI!

Czy czujesz się przyjacielem Chrystusa? Czy spędzasz z Nim czas? A może tylko godzinkę w niedzielę i pa…? Czy chcesz słuchać i wcielać w czyn Jego Słowo? Czy Jego nauczanie, przykazania traktujesz tylko jako przykre obciążenie, ograniczenie swojej wolności czy jako drogowskaz ku wieczności, ku świętości, ku prawdziwej relacji z Trójjedynym Bogiem?

Prawdziwa przyjaźń to skarb, ale niestety prawdziwych przyjaciół to czasem trzeba ze świecą szukać…

Pan Jezus nie zważając na te nasze ułomności, pretensje czy karłowate wyobrażenia (albo ich totalny brak) o Jego wszechmocy i Bóstwie, nazywa nas przyjaciółmi! Wow! Czujesz jakie to ważne! Z TAKIM PRZYJACIELEM nic złego nie może Ci się przytrafić!

Dziękuję Ci Jezu, za to, że jesteś moim Przyjacielem! Dziękuję za to, że Ty Bóg w swej nieskończonej miłości, z cierpliwością i troską zatrzymujesz się, pochylasz i towarzyszysz mi, chociaż tak często błądzę, choć tak wiele marnuje czasu i okazji do pogłębiania naszej relacji, choć tak często pogardzam przyjacielskimi radami… Dziękuję Ci mój Boże, mój najwierniejszy Przyjacielu! Ucz mnie dzielić się tym, co darmo dostaję od Ciebie.

Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości, zmiłuj się nad nami!